wtorek, 26 lutego 2019

Po co to robię?



Po co to robię, skoro nikt tego nie docenia?

Dzisiaj trochę o braku zrozumienia, doceniania, chwalenia, o beznamiętnej dezaprobacie ze strony najbliższych, którzy zdawałoby się, że zawsze powinni słuchać (bo od tego są bliscy, no nie?), i powinni mądrze radzić (krytyce mówimy nie, no może na tę konstruktywną przymkniemy oko, ale to lewe, biologicznie bardziej zmrużone), i powinni rozumieć (nawet jeśli ich zrozumienie mija się z Naszym), i wypadałoby żeby przyznawali Nam rację (może nie zawsze, ale jakieś osiem na dziesięć razy), a już na pewno powinni chwalić (uprzednio zakładając różowe okulary).

Wkradło się w pierwszy akapit trochę ironii, ale już całkiem poważnie, poruszam naprawdę istotny problem, który potrafi podciąć skrzydła przy samym motylim odwłoku.

Akceptacja, zrozumienie, docenienie, duma, wsparcie, przynależność. Każdy z Nas tego oczekuje. A w szczególności od najbliższych.

Postanowiłam, nie podpierać się żadnymi naukowymi odnośnikami w tym wpisie, choć taki był pierwotny zamysł. W trakcie pisania, uznałam, że wolę wyrazić na piśmie coś bardziej osobistego, także to będzie całkowita prywata z mojej strony.

Do sedna.

Dzieci oczekują i potrzebują zrozumienia i pochwał. Oczywiście, i bez nich idzie wyrosnąć na super wspaniałego dorosłego, ale są przypadki, kiedy mały człowiek staje się nagle dużym człowiekiem (dużym bardziej z nazewnictwa, bo wciąż ciągną się za nim dziecięce traumy), i okazuje się, że brakuje mu wiary w siebie oraz we własne umiejętności, że boryka się z zaniżonym poczuciem wartości, że usilnie próbuje przynależeć, że wszelakie komplementy przyjmuje z grymasem i ze wstydem. Braki z lat wzrastania mają oddźwięk w dorosłym życiu. Oczywiście, ktoś mógłby mi zarzucić, że wykwalifikowanym ekspertem od młodocianych nie jestem, ale czytam, obserwuję, analizuję, i w końcu sama byłam dzieckiem, które w pewnym stopniu wykraczało poza standard (zresztą, dorosłym jestem takim samym).



Dzieckiem wielu talentów nigdy nie byłam. Zawsze przodował jeden - plastyczny. I choć z kolorami jestem na bakier (kocham czerń i biel), to zawsze miałam niezłego nosa do wyboru odpowiednich kolorystycznie kredek czy farb. Do dziś dzień pamiętam, jak bardzo denerwowało mnie to, że cała zerówkowa grupa zamalowywała ludzkie twarze jaskrawą żółtą kredką (dlaczego?), tylko ja jedna mieszałam kilka odcieni pomarańczu, żółci i beżu żeby zbliżyć się maksymalnie do kolorytu własnej skóry. Rysowanie szło mi nieźle, błyskawicznie stając się nieodłącznym elementem mojego życia. Może właśnie przez to spowszedniało i nie miałam, co liczyć na żadne pochwały czy komplementy. Moje otoczenie przyzwyczaiło się do tego, że bazgroliłam dosłownie wszędzie i niemal zawsze, i że próbowałam przerzucić na papier dosłownie wszystko, co zwróciło moją uwagę. Dodatkowo natrafiłam na swojej drodze na stronniczą nauczycielkę plastyki, która wpisywała oceny do dziennika nim ktokolwiek pokazał jej zadaną pracę. Dzieci są cholernie mądre. Szybko zrozumiałam, że nie ma sensu się starać, skoro nie miało znaczenia, co robiłam i jak, bo i tak zawsze zostawałam oceniana tak samo. Przestałam lubić plastykę. Rysowałam już tylko w kącie, tak żeby nikt nie widział. Na sam dźwięk słowa plastyka, krzywiłam się. A na twierdzenie, że powinnam edukować się w tym kierunku, pukałam się w czoło. Sztuka stała się dla mnie abstrakcją, a mój niewielki talent stracił na wartości.

Teraz nie wyobrażam sobie życia bez obracania się w artystycznych kręgach. Chyba na przekór sobie poszłam na studia plastyczne. I wtedy otrzeźwiałam. I zobaczyłam, ile straciłam czasu, który mogłam poświęcić na rozwój. I zrozumiałam, jak wielki błąd bym popełniła, gdybym nadal kierowała się urazami z dzieciństwa.


Takie negatywne (niemające nic wspólnego z konstruktywną krytyką) komentarze sprawiły, że zapałałam awersją do wielu innych zajęć, a część z nich naprawdę lubiłam. Można się już tylko zastanawiać, jak wyglądałoby moje życie, gdybym usłyszała coś przeciwnego, i jak wyglądałoby życie wielu innych osób, którzy zakopali swoje marzenia w cmentarnym dole, bo ktoś podciął im skrzydła, zanim zdążyli wzbić się do góry.


Wiecie, że kocham pisać. I robię to, odkąd nauczyłam się tej sztuki. I chociaż niezliczoną ilość razy próbowałam zająć się czymś poważnym i na poważnie, nie udawało mi się to. Pisanie może być sposobem na życie, i może być czymś w rodzaju naszego życia, ale wykracza niejako poza utarte normy. Część osób nie rozumie po co to robię, część osób uważa, że marnuję swój czas, część osób uważa, że nic z tego nie mam i mieć nie będę, część osób uważa, że jedyna normalna praca to praca na etacie.
 



Był czas, że się tym przejmowałam i próbowałam się dopasowywać do środowiska, że chciałam porzucić swoje marzenia, bo innym zdawały się odrealnione, że próbowałam się zmienić, że nie umiałam zaakceptować tego, że wybrałam taką a nie inną drogę.


Cieszę się, że tego nie zrobiłam. Naprawdę.

Chwile zwątpienia, braku wiary czy zmęczenia, mogą, pojawić się zawsze, niezależnie od wybranej dziedziny, życiowej drogi, czy obranym celów.


Najważniejsze żeby się nie poddać. Każdy upada, a sam upadek się w zasadzie nie liczy, znaczenie ma tylko to, jak szybko się podniesiemy.

Nasze życie nie powinno być determinowane przez czyjeś komentarze, przez brak aprobaty czy zrozumienia. Wcale nie musimy być zrozumiani! Nie musimy być tacy jak inni. Nie musimy robić tego, co inni. Należy postępować w zgodzie ze sobą, ze swoim sumieniem i ze swoimi przekonaniami. Inność może być unikatowa i nadzwyczajna. Nie zarzucajmy swoich planów i celów, bo ktoś podważa ich sens, czy wartość, bo ktoś krytykuje, nie klepie po plecach, nie chwali i nie jest z Nas dumny.

Po co to robisz?


Odpowiedz szczerze na to pytanie.






Znajdziesz mnie tutaj:
 
https://www.facebook.com/nigdyniewierzchomikom/             https://www.instagram.com/pamietnikksiezniczki/

1 komentarz:

  1. Po co to robię, skoro nikt tego nie docenia?

    Najważniejsze jest pisanie przede wszystkim dla własnego rozwoju i satysfakcji. Czytelnicy zawsze motywują. (poza hejterami) ale to tylko liczby... mnóstwo świetnych blogów z kilkoma ludzmi a mnóstwo śmieciowych poradnikow zyciowych z ogromna liczba czytelnikow.

    Nie wiem. Pamiętasz mnie? :) Odgrzebałem mój stary blog z 2016 roku i był tam komentarz od Ciebie. Dlatego tu wpadłem.

    Dawaj znać jak wrócisz do pisania.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia