6 czy 9? Wszystko zależy od punktu widzenia. |
Ostatnio dużo czasu spędziłam,
zastanawiając się nad tym, jak w łatwy sposób można wykreować na nowo bądź
zaburzyć swój świat. To dość proste, aż tak banalne, że często sami nie zdajemy
sobie z tego sprawy.
Właściwie nie musisz niczego zmieniać, wystarczy, że inaczej spojrzysz na pewne sprawy: na siebie, na to, co robisz, na swoje najbliższe otoczenie, a w ułamku sekundy może się odmienić WSZYSTKO. Samo. Nie będziesz do tego potrzebował/a magicznych zaklęć, różdżek z włosów jednorożca czy z włókna ze smoczego serca. Wydaje się proste, ale czy takie jest w praktyce?
Najtrafniejsze byłoby powiedzenie, że tak i nie, ale to niezbyt satysfakcjonująca odpowiedź, prawda? Wszystko zależy jednak od Was, od Ciebie i ode mnie. Jeśli naprawdę zechcesz coś zmienić to Ci się to uda, szybciej niż myślisz, łatwiej niż tego oczekujesz, a jeśli ciągle się wahasz, mówisz, że chcesz, że możesz, że musisz, ale tylko, dlatego żeby zaimponować w towarzystwie, bo w głębi serca czujesz, że dobrze Ci tak jak jest, chociaż nie jesteś zadowolony/a w pełni ze swojego życia, to nic się nie zmieni, Twoje życie pozostanie niezmienne a perspektywa nienaruszona.
W malarstwie, fotografii czy w architekturze wyróżnia się kilka perspektyw, choćby: linearną (którą charakteryzują różne punkty zbiegu), kulisową, odwróconą czy renesansową. Dlaczego o tym piszę? Chcę Wam uświadomić, że my też mamy wiele możliwości, możemy wybrać dowolną perspektywę, możemy w jakiejkolwiek chwili ją zmienić bez większych konsekwencji, nie musimy spoglądać na świat jedynie ze starej kanapy czy niewygodnego metalowego krzesła.
Pomyślcie, że malujecie obraz. Chcecie żeby Wasz obraz miał głębię, żeby przedmioty znajdujące się w tle były mniej widoczne, przysłonięte tymi bliższymi, a może elementy, które znajdują się dalej od Was mają blednąć, niknąć, mają być po prostu jednym z ogniw całości, a może wręcz przeciwnie, patrzycie w dal, z utęsknieniem zerkając na uwypuklone przedmioty, które odwracają Waszą uwagę od tego, co znajduje się tuż pod Waszą ręką, tuż przed Waszymi oczami?
Odpowiedzcie sobie na to pytanie szczerze. Zastanówcie się przez chwilę nad tym, jak w rzeczywistości przedstawiają się fakty, zapewniam Was, że szybko zrozumiecie, jakich omyłek się dopuszczacie (często nieświadomie), i czego z tą nową wiedzą, możecie się ustrzec w przyszłości.
Trochę Wam pomogę, przyznając się do czegoś. Przez wiele lat dobrowolnie utożsamiałam się z ostatnią wymienioną przeze mnie grupą. Z nostalgią jeździłam wzrokiem po przedmiotach, które pozostawały w sferze moich marzeń, każdego wieczoru kładłam się spać z głową napompowaną słodkimi myślami o niemożliwym. Bo kiedyś wszystko, o czym marzyłam, a co było niewątpliwie zbyt daleko ode mnie, pozostawało w zamkniętej zonie niemożliwości. Nie, dlatego, że faktycznie nie miałam szans osiągnięcia tego, co znajdowało się na mojej liście, ale dlatego, że skupiałam całą swoją uwagę i energię nie na tym, na czym powinnam. Rozpraszało mnie to na tyle, że nie byłam w stanie podjąć żadnego sensownego działania, w którymś momencie zawędrowałam na sam koniec drogi, trafiłam na ślepy zaułek i przekreśliłam wszystkie swoje marzenia, poddając się kapryśnemu losowi. Co będzie to będzie, tak nierozsądnie wtedy myślałam.
Oczywiście, możecie powiedzieć, że dalekowzroczność, intensywne koncentrowanie się na celach, mogło mnie motywować jeszcze bardziej do tego żeby jak najszybciej je osiągnąć, może i początkowo tak było, ale szybko mój bieg zamienił się w powolny zniedołężniały chód osoby bez większych marzeń i bez motywacji, która naiwnie patrzy na dalszy plan zamiast skupić się na tym, co ma TERAZ, W TYM MOMENCIE.
Nie twierdzę, że macie przestać marzyć, RÓBCIE TO, nie każę Wam spoglądać tylko na Mona Lisę, skoro za nią rysuje się przepiękny skalisty krajobraz, ale nie dostrzeganie możliwości, jakie przed Nami się pojawiają, ślepe wypatrywanie cudu i nie robienie nic żeby odmienić swoją sytuację (a przecież każdy z Nas ma moc twórczą, wystarczy jedynie sobie to uzmysłowić), to już spore przewinienia.
Patrzenie jedynie na pierwszy plan i całkowity brak umiejętności myślenia o tym, co znajduje się za zakrętem, to również nie jest idealne rozwiązanie. Najsensowniejszy wydaje się ZŁOTY ŚRODEK.
Od dłuższego czasu praktykuję zasadę ZŁOTEGO ŚRODKA, która być może kojarzy Wam się z Arystotelesem, jeśli tak, to całkiem słusznie. Chodzi o pewien umiar, o całkowite podążanie drogą szczęścia. Wyznaczam sobie odpowiedni cel, cel, który chcę osiągnąć, który jest moim głównym zamierzeniem, a następnie wytwarzam w głowie odpowiednie możliwości, stwarzam plan, który pomoże mi dojść do tego celu, buduję niewidzialną drabinę, która poprowadzi mnie na wymarzony szczyt (nie mylcie ze sławą!), metodą MAŁYCH KROKÓW* wspinam się do góry. Tym wymarzonym środkiem jest wyznaczenie sobie konkretnego celu (awans w pracy, czerwony pasek na świadectwie, przeprowadzka do innego miasta, kupno nowego samochodu, założenie własnej działalności gospodarczej itp.), to on ma być Naszym motorem napędowym, ma Nas inspirować i motywować do nie przerywania wędrówki. Idąc jednak przed siebie, musimy dostrzegać to, co znajduje się dookoła Nas, na drodze (i przy okazji po drodze) zetkniemy się z wieloma innymi, mniejszymi celami, staniemy przed wieloma wyborami i zakrętami i wpadniemy w niejedną koleinę. Miejcie to na uwadze.
Ja nie patrzę już z tęsknotą na to, co namalowane w głębi obrazu, ale też ślepo nie wlepiam oczu w to, co na pierwszym planie, analizuję cały obraz i wyciągam wnioski. Mam z tyłu głowy nakreślony cel, ale skupiam się na kolejnych metrach drogi, nie zadręczam się ograniczającymi mnie myślami.
Pamiętajcie, że perspektywę ZAWSZE można zmienić. Ja wielokrotnie ją zmieniałam i pewnie jeszcze niejednokrotnie zmienię. To nic złego, nie bójcie się tego!
Wiecie jeszcze, o czym myślę... Jak dużo prawdy jest w powiedzeniu:
Twój punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Bardzo dużo.
*METODA MAŁYCH KROKÓW - swój
nadrzędny cel rozbijam na kilka mniejszych, tworząc uprzednio plan w głowie;
nie błądzę, nie szukam na oślep odpowiednich dróg, ale sama staram je sobie
stworzyć; każdy mały cel jest być może tylko tip - topem, ale kiedy zrobi się już
dostatecznie dużo kroków, okazuje się, że za plecami ma się pokonanych wiele
kilometrów.
Znajdziesz mnie tutaj:
Co będzie to będzie - to chyba jedna z gorszych filozofii i jednocześnie wymówek na świecie. I później, tak jak napisałaś, nie robimy nic, nie osiągamy niczego. A metoda małych kroków jest świetna. Nie dość, że większa satysfakcja, bo osiągamy kolejne rzeczy, to i coraz bliżej naszego wielkiego celu.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale niestety sporo osób ją praktykuje, bo tak najprościej i można obwiniać świat a nie siebie o niepowodzenia.
UsuńFajny post, bardzo motywujący ;) Myślę nawet, że podążam metodą małych kroków :"D Z resztą wydaje mi się ta metoda bardzo rozsądna. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Ooo, no proszę, to świetnie :)
UsuńBardzo fajny post. Potwierdzam, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Taka prawdę właściwe odkrywam coraz częściej.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńJedna sytuacja może wyglądać różnie, bo wiele jest osób. Ale zmiana zależy już od nas samych, a nie oczekiwaniu tego od wszystkich dookoła. A jedną z metod z dążenia do zmiany/celu jest metoda małych kroków, o której napisałaś. Szkoda, że trudno mi ją zastosować, bo najchętniej zrobiłabym wszystko od razu :D
OdpowiedzUsuńTrzeba się nauczyć cierpliwości, ja z tym miałam problem przez długie lata, nie da się niestety wszystkiego od razu zrobić, chociażby się chciało. Metoda małych kroków daje sporo radości i szybciej widać efekty Naszej pracy :)
UsuńSpojrzenie na problem z innej perspektywy może być bardzo pomocne i pokazać sytuację w zupełnie innym świetle, a metoda małych kroków przynosi naprawdę dobre efekty. Sama często ją stosuję, kiedy mam dużo spraw do załatwienia - mówię sobie wtedy step by step. Najważniejsze aby nie stać w miejscu, tylko robić mały krok do przodu. Mało tego,metodę tę stosują Japończycy w biznesie z doskonałymi rezultatami, chociaż nazywają ją inaczej - filozofią Kaizen.
OdpowiedzUsuńTa metoda jest dość często wykorzystywana w przeróżnych dziedzinach życia, co oznacza jedynie, że naprawdę jest skuteczna, trzeba jednak być cierpliwym i pokornym żeby zbyt szybko się nie zrazić.
UsuńBardzo ciekawy i dużo wnoszący post :) Brawo!!!! z przyjemnością zostaję tutaj na dłużej :) pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi to słyszeć :) Dziękuję :) Również pozdrawiam!
UsuńKolejny trafiony post! :)
OdpowiedzUsuńRównież uważam, że sami kształtujemy naszą perspektywę. Można patrzeć na coś czego pragniemy z utęsknieniem, z uderzającym w głowie "to nieosiągalne", "nigdy mi się to nie uda", "to niemożliwe". Tylko po co? Skoro można otrząsnąć się i powiedzieć "stop! mogę wszystko!", marzyć, dążyć do celu, wierzyć i być wdzięcznym, a porażki traktować jak "kopa" do działania. Nie ustawać w drodze na nasz szczyt! :)
Otóż to, taką zasadę wyznaję, i żywię nadzieję, że coraz więcej ludzi też uwierzy w to, że można, jeśli człowiek się nie podda, gdy coś nie wyjdzie. Potknięcia zawsze będą się przytrafiać, to nieodłączny element naszej egzystencji.
UsuńW pełni się zgadzam z postem. Zawsze jest tak, że jeżeli chcemy coś osiągnąć, zmienić w naszym życiu na lepsze, to trzeba się przestawić na inne tory myślenia. Zobaczyć coś w inny sposób, taki, który nas nie odrzuca, a sprawia zaciekawienie i chęć zaznania. Potem już tylko zacząć działać, a nie liczyć na cud, że coś samo do nas przyjedzie
OdpowiedzUsuń